Jesteś tutaj:

SLOW ROAD PO II RP, CZYLI JAK OPISAŁ POLSKĘ BERNARD NEWMAN

Rzadko się zdarza, żebym czekał ze zniecierpliwieniem na premierę książki. Zimą zobaczyłem zapowiedź książki Bernarda Newmana „Rowerem przez II RP”. Krótki opis wydawcy sprawił, że ustawiłem sobie przypomnienie na połowę marca. W dniu premiery zamówiłem książkę i po kilku dniach oddałem się pasjonującej lekturze. Spodziewałem się, że treść dostarczy mi wielu ciekawych informacji. Nie przewidziałem jednak, że ta książka, a w zasadzie jej autor i jego podejście do relacjonowania podróży wywrze na mnie takie wrażenie. Kiedy dojechałem wraz z sympatycznym Anglikiem do Marienburga (dzisiejszy Malbork) gdzie zakończył swoją podróż, poczułem, że w mojej głowie dokonała się rewolucja. Coś na miarę kopernikańskiego przełomu, ale o tym więcej pod koniec. Póki co zapraszam na prawdziwy Slow Road po II RP.

Anglik cyklista

Bernard Newman to urodzony w 1897 roku pisarz i podróżnik. Anglik w każdym calu, żołnierz, szpieg i niezwykle barwna postać. Czytelnik może szybko przekonać się kto będzie jego przewodnikiem po kraju, bo już od pierwszych zdań książki Autor zdradza swój wyjątkowy warsztat pisarski. Pisze tak, jakby opowiadał, a opowiada tak, że chce się słuchać bez końca. Podróż rozpoczyna od rejsu statkiem z Anglii do Gdańska. Relacja z podróży skierowana jest głównie do Jego rodaków, którym przybliża ówczesne problemy polityczne, społeczne oraz gospodarcze. Dzięki temu po prawie 90 latach każdy czytelnik otrzymuje możliwość szybkiego odnalezienia się w realiach 1934 roku w Polsce. Newman odbył wiele rowerowych podróży po Europie i również II RP postanowił zobaczyć z tej perspektywy. Miał plan, pomysł i determinację do ich wykonania. Urządził sobie slow road w najpiękniejszym wydaniu – jechał od miasta do miasta i kiedy tylko mógł, rozmawiał z napotkanymi ludźmi. Przyznam, że byłem mocno zaskoczony, że nie miał wielu problemów z komunikacją – rzadko trafiał na kogoś kto nie znał niemieckiego lub angielskiego. Jeśli taka sytuacja miała miejsce (jak np. w Puszczy Białowieskiej) to koncertowo potrafił wybrnąć z opresji udając żubra, którego chciał zobaczyć. Jego podróż w skrócie biegła z Gdańska przez Gdynię, Bydgoszcz, Toruń, Grudziądz, Łowicz, Warszawę, Łódź, Piotrków Trybunalski, Częstochowę, Katowice, Kraków, Zakopane, Stary Sącz, Rzeszów, Lwów, Worochtę, Pińsk, Hajnówkę, Wilno, Kłajpedę, Olsztyn do Malborka.

Polska, której już nie ma

Relacja z podróży Newmana po Polsce w 1934 roku pierwszy raz w formie książki ujrzała światło dzienne już rok później, ale na polskie tłumaczenie musiała czekać prawie 90 lat! Moim zdaniem jej największą wartością jest opis Polski, której już nie ma. Pozostałości tego „drewnianego” świata wsi możemy podziwiać dzisiaj w skansenach. Opisywane przez niego miasta w czasie II wojny światowej odniosły wiele strat i na zawsze zmieniły swoje oblicza. Inną sprawą jest zmiana granic po 1945 roku, przez co część Polski, po której podróżował Newman, znalazła się na Ukrainie, Białorusi, Litwie i w Rosji (Obwodzie Kaliningradzkim). Ujmujące są jego opisy ludzi, ich domów i życia codziennego. Nie szczędzi on słów oburzenia czy irytacji na wiele polskich przywar, które porównywał do angielskiego świata. Narzekał lub chwalił drogi, ale niestrudzenie dążył do tego, żeby podróż odbyć w całości na rowerze. Tylko na jednym odcinku gdzie drogi niemalże nie istniały zdecydował się na „autostop” z rowerem na furmance. Mnie najbardziej zachwyciły jego opisy z południa Polski i z Kresów. Huculszczyzna, której namiastkę zobaczyć można w skansenie w Sanoku, w opisach Newmana rysuje się niesamowicie. Nie znam ukraińskiej części Karpat, ale po tej lekturze jestem przekonany, że wybiorę się tam przy pierwszej możliwej okazji.

Czego nauczył mnie Bernard Newman?

Książka „Rowerem przez II RP” wywołała we mnie wiele wzruszeń, bo autor opisał w 90% miejsca w których byłem. 10% stanowią tereny Białorusi i Rosji do których jeszcze nie dotarłem. Czytałem ją z zapartym tchem, ze świadomością tego, że ten świat odszedł bezpowrotnie. Na drugim biegunie moich uczuć było jednak zupełnie coś innego. Newman zaskoczył mnie sposobem narracji i zawartością opisów. Książka ma ponad 400 stron, więc spodziewałem się wielostronicowych opisów zabytków i miast. Autor jednak niemal zupełnie z nich zrezygnował. Odnosi się jedynie do meritum miejsca, które zwiedzał, a największą część opisu poświęcał własnym przemyśleniom, odczuciom i wnioskom. Nie bał się swojego zdania. Nie bał się swojego stylu. Chciał zainteresować czytelnika tym, co widział i to w 100% mu się udało. Nie odbywa się z nim tej podróży z perspektywy „kogoś”, tylko konkretnie z perspektywy Newmana. Z nim się moknie w deszczu, z nim się ogląda huculskie tańce, brnie przez bagno w okolicach Pińska czy spaceruje nocą po Kownie. Może to odważna teza, ale jego opis to „blogerski” majstersztyk. Brakuje w dzisiejszych czasach takiej lekkości w tekstach. Świat Internetu wymusza myślenie o „SEO” czy wyszukiwarkach. Stąd w treściach „upycha się” całą masę ozdobników pasujących czasem niczym kwiatek do kożucha. Przeglądając różne blogi, ba – nawet samemu pisząc różne teksty, mam wrażenie, że świat kręci się wokół przepisywania Internetu z jednej strony na drugą własnymi słowami. Trudno wyjść poza ten przyjęty schemat. Patrząc jednak na tekst Newmana sprzed 90 lat widać, że może być to klucz do sukcesu. Teksty pisane od serca i z sercem nie tracą świeżości z biegiem lat i są świadectwem czasu w którym żyjemy. Myślę, że dużo łatwiej jest zachęcić kogokolwiek do ruszenia w jedną ze slowroadowych tras pisząc o własnych odczuciach, przeżyciach i przygodach, niż bez końca powielać to, co już zostało wcześniej napisane. Zainteresowani szczegółową historią danego miejsca bez problemu we własnym zakresie zaspokoją swoją ciekawość. Najistotniejsze jest moim zdaniem to, żeby pisać od siebie i stać się oczami Czytelnika. To dzisiaj tak potrzebna wartość.